Gruzja
Gruzja to bardzo specyficzna mieszanka. Można tam znaleźć trochę typowo azjatyckiego bałaganu, zobaczyć pozostałości po sowieckim człowieku, doświadczyć kaukaskiej buty, poczuć się jak w republice bananowej, przypomnieć sobie Polskę z roku 89 i zdziwić się nowoczesnością prosto z zachodniej Europy. Jest tam wszystko, proporcje zależą od tego gdzie się pojedzie i w którą stronę popatrzy. Jest tam jedyna w swoim rodzaju kuchnia o tysiącu dań i nieznanych, szczególnie w Polsce, smakach. Jest dobre wino i wspaniały zwyczaj biesiady. Pewnie jeszcze wiele rzeczy jest, ale i tak najważniejsi są w tym wszystkim Gruzini - otwarci, serdeczni, pełni empatii - po prostu dobrzy. Dla Polaków szczególnie.
Podczas obu wizyt w Gruzji samej Gruzji widziałem, zwłaszcza w porównaniu z wyjazdami zorganizowanymi, niewiele - zawsze była punktem wypadowym do bardziej odległych zakątków Kaukazu - Abchazji i Karabachu. Niemniej dzięki mojemu przewodnikowi i gospodarzowi - Kubie - nawet 'po drodze' udało się doświadczyć tak wielu wrażeń, że nie sposób o tym wspaniałym miejscu na Ziemi zapomnieć.
Dzikie i odcięte od świata doliny Swanetii (no, mnie się udało - dotarłem tam w całkiem cywilizowany sposób, samolotem) po kilku dniach sprawiają, że każdy upodabnia się do powolnych i bardzo spokojnych Swanów. Jedno czego się nie nabywa tak szybko, to dzikości w oczach;)
Rozległe i zielone doliny i wzgórza Kachetii miałem szczęście zobaczyć w maju - dokładnie wtedy, kiedy ich zieleń jest najbardziej soczysta. Podróżowanie przez te zupełnie puste tereny jest wspaniałą odtrutką dla ludzi zmęczonych wielkomiejskim gwarem, czyli dla większości współczesnych turystów - nie wyłączając z tego i mnie.
No i Tbilisi, które zawsze będę kojarzył z gościnnością hostelu Opera i długimi spacerami po plątaninie małych uliczek. Większość starej zabudowy miasta jest w fatalnym stanie, ale wcale nie robi to przygnębiającego wrażenia - przynajmniej na mnie. To zaniedbanie - widać, że wieloletnie - dodaje miejscom uroku starośći i pewnej tajemnicy, dzikości. Jest wiele miejsc, które są pięknie odrestaurowane i przygotowane na przyjęcie gości-turystów. Ja jednak ich nie lubię, pomimo tego, że potrafią przykuć wzrok i pięknie prezentować się na zdjęciach-pocztówkach.
Zdecydowanie wolę Tbilisi zapomniane, czasem opuszczone. Mam dziwne wrażenie, że znam je ze starych opisów Baku, Odessy i Lwowa jednocześnie. Drewniane wykusze pasują mi do każdego z tych miast (żadnego jeszcze nie widziałem, może dlatego…). Kiedy to piszę zastanawiam się właśnie kiedy znów tam pojadę spacerować starymi ulicami.